Vilcacora a zwierzęta
Vilcacora
Wiele osób zna tę roślinę. Jej korę stosuje się w celu poprawy odporności (i nie tylko...). Wielu naukowców rozwodzi się nad jej właściwościami. Ja chciałam opisać ciekawą historię związaną z tym naparem, jaka zdarzyła się u mnie w domu.
Vilcacora czy może wilcacora, a może wilcza kora? Mam koty, domowe piecuchy. Któregoś razu przygotowałam sobie wywar z Vilcacora. Zrobiłam go tak, jak podano w przepisie: gotowałam, przestudziłam, przelałam przez sitko. Zrobiłam porcję na dwa dni: cześć zużyłam od razu, a reszta stygła w kubku. Zaparzone „fusy” drzewne zostawiłam w garnuszku do późniejszego wyrzucenia. W międzyczasie wyskoczyłam tylko na przysłowiowe pięć minut do sklepu. Po powrocie zastałam w kuchni pobojowisko: kubek przewrócony, ale naparu nie było. Garnek „sam” spadł z kuchenki, drewienka Vilcacory porozciągane po całym pomieszczeniu. A najciekawsze było to, że sporej części z nich brakowało: koty je pozjadały! Oczywiście koty to nie korniki: po godzinie na tyle źle się poczuły z powodu niestrawności, że jazda do weterynarza była wskazana. Pan doktor stwierdził, że głodówka, dwudniowa dieta, im z pewnością pomoże. I tak było.
Do tej pory trapi mnie pytanie: co ta roślina ma w sobie takiego, że koty się nią interesują? I skąd się wzięła jej nazwa?